sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 2 - Posiedzenie

– Co masz na myśli? Czemu nieciekawe? – spytał Harry, unosząc wysoko brew i spoglądając na Weasley, jak gdyby nigdy nic, a przecież nie powinien, oni się nie przyjaźnili!
– No wiesz... - dziewczyna nie dokończyła, ponieważ przerwał jej przerażająco głośny wrzask.
– Szumowiny, mendy! Jak śmiecie przebywać w moim domu! Zdrajcy krwi! Wszyscy troje, jak śmiecie!
– Zamknij się starucho!
Wrzaski przycichły. A nastolatków dobiegły zupełnie inne głosy.
– Przepraszam cię, Syriuszu nie zauważyłam tego wieszaka.
– Wiem, Tonks, jak zwykle – zaśmiał się Black.
– Ale właściwie dlaczego po prostu nie zdejmiecie jej ze ściany?
– Gina, uwierz mi, jakby to było takie proste to moja kochana mamusia od dawna już by tu nie wisiała.
Mary powoli wstała z łóżka, nie była pewna, czy nie przeszkodzi w spotkaniu Zakonu, które zaczęło się parę minut temu, ale ostatecznie zdecydowała, że musi przywitać się z przyjaciółką, więc najciszej jak się tylko dało, zbiegła na dół.
– Gina!
– Mary!
Dziewczyny padły sobie w ramiona.
–Ciszej, ciszej bądźcie – pani Weasley weszła do przedpokoju – bo jeszcze znowu ją obudzicie. A poza tym jestem pewna, że Gina i Tonks zechcą się odświeżyć i nie zapominajmy o spotkaniu. A tak w ogóle, kochanieńkie, jakim cudem udało się wam dolecieć tak szybko?
Tonks zasłoniła usta ręką i zaczęła mamrotać coś pod nosem. Zdążyła już bowiem odkryć, że Molly Weasley potrafiła wyczuć kłamstwo jak nikt inny.
– Słucham, Nimfadora, co mówisz?
– Nie ważne. I nie mów do mnie Nimfadora! Przecież cię prosiłam.
Dziewczyny skierowały się na schody, po drodze rozmawiające ze sobą.
– No Mary, opowiadaj. Co tam u was?
– W porządku... Może oprócz tego, że Potter przyjechał i że prawie cały miesiąc zajmowałam się jedynie sprzątaniem.
– Zaraz? Potter?!
– Tak, Potter. Nie krzycz, przecież mama już mówiła, że trwa spotkanie, a jeśli tylko spróbujemy je zakłócić, możemy pożegnać się z dobrym początkiem z Eliksirów w tym roku.
– Co, ty? Snape też tu jest? Myślałam, że...
– Tak, też bierze udział w spotkaniu.
– Wracając jednak do Pottera, czego on tu szuka. Słyszałam, że wywalili go ze szkoły.
– Nie do końca, wywalili. Ma sprawę w Ministerstwie, a ktoś go przecież musi tam zabrać, a poza tym, jak co roku spotykamy się z nim, żeby zrobić zakupy na Pokątnej i nie wiem czy pamiętasz, ale mój brat się z nim przyjaźni.
Gina tylko mruknęła cicho w odpowiedzi.
– Ale właściwie to żal mi go, trochę. Jeśli to co mówiła Tonks to prawda, to przecież nie miał wyboru.
– Mnie też. Ale skończmy już jego temat, co tam u ciebie? Możesz mi powiedzieć prawdę, jakim cudem udało wam się tu tak szybko dostać?
– Świstoklik.
– Świstoklik? Myślałam, że to zabronione – odparła Mary i podejrzliwie spojrzała na czarnowłosą.
– Zabronione, ale znasz Tonks.
– W sumie racja.
Kiedy doszły już na szczyt schodów, okazało się, że odbywa się tam właśnie mała szpiegowska misja.
– Co wy wyprawiacie? – rzuciła Mary do Freda i Georgea, ignorując Rona i jego spółkę.
– Próbujemy podsłuchać, co tam się na dole dzieje.
– Tylko bądźcie ostrożni – powiedział Ron, patrząc na Ucho. – Jak mama je znowu zobaczy...
– Ma rację – dodał Mary. – Ostatnio nie skończyło się za dobrze. – Spojrzała na Harry'ego i Ginę, którzy nie do końca wiedzieli o co chodzi, bo przecież ich wtedy nie było. – Uwierzcie, że nie chcecie wiedzieć. – dodała szeptem.
– Warto zaryzykować, podobno mają bardzo ważne zebranie - rzekł Fred.
Drzwi się otworzyły, a pojawił się w nich nie kto inny jak Ginny Weasley.
– Och, cześć, Harry! – powitała go z radością młodsza siostra Rona, Ginny. – I Gina. Właśnie wydawało mi się, że was słyszałam i jak widać nie myliłam się. – Zwróciła się do George’a i Freda. – Nic nie dadzą te wasze uszy, musieli rzucić na drzwi Zaklęcie Nieprzenikalności.
– Skąd wiesz? – zapytała Gina, z czystej ciekawości.
– Tonks mi powiedziała, jak to sprawdzić. Po prostu ciskasz czymś w drzwi, a jak nie może do nich dolecieć, to znaczy, że drzwi są nieprzenikalne. Rzucałam w nie łajnobombami, ale tylko odskakiwały, więc Ucho Dalekiego Zasięgu na pewno nie przeciśnie się przez szparę.
Starsi bliźniacy westchnęli, gdyż ich plan właśnie legł w gruzach.
–  To okropne. A już myślałem, że się dowiemy, co chodzi po głowie staremu, tłustowłosemu Snape’owi.
– Snape! –wykrzyknął Harry. –  On jest tutaj?
–  A jest – odrzekł George, ostrożnie zamykając drzwi, po czym usiadł na jednym z łóżek. Fred i Ginny zrobili to samo. – Składa raport. Ściśle tajny.
– Gnojek – rzucił Fred.
– No brawo – dodał Mary.
– Ale jest po tej samej stronie co my – upomniała ich Hermiona, na co Mary wymownie przewróciła oczami.
– Bill też go nie lubi - stwierdziła Ginny.
–  To Bill jest tutaj? - zapytała Gina, wyprzedając z tym pytaniem Harry'ego. - Myślałem, że wciąż siedzi w Egipcie?
– Tak, wystąpił o przeniesienie go do pracy biurowej, żeby tu wrócić i działać na rzecz Zakonu –  odpowiedział Fred. –  Mówi, że tęskni za grobowcami, ale... –  uśmiechnął się złośliwie – ma tutaj inne rozrywki.
–  Chyba nie rozumiem? – odparł Harry
– Ja chyba też – poparła go Angelina.
– Pamiętacie Fleur Delacour? – zapytał George. – Dostała robotę u Gringotta, żeby poprawić „swoi ęgilski”
– A on daje jej prywatne lekcje.
– Charlie też jest w Zakonie – rzuciła od niechcenia Mary – ale nadal siedzi w Rumunii. Dumbledore chce, żeby wciągnąć do współpracy jak najwięcej czarodziejów z innych krajów, więc Charlie w wolne dni nawiązuje nowe kontakty.
– A Percy tego nie może robić? – wypalił niczego nieświadomy Harry.
Na te słowa wszyscy Weasleyowie bez wyjątku wymienili ponure spojrzenia.
– Za nic w świecie nie wspominaj o Percym w obecności naszych rodziców – powiedziała Mary napiętym głosem.
– Tak, za każdym razem, gdy pada jego imię, tata tłucze lub łamie to, co akurat trzyma, a mama wybucha płaczem – dodał Ron.
– To straszne – westchnęła Ginny.
– Chyba straciliśmy brata na zawsze  – rzekł George, a na jego twarzy pojawiła się dziwna zaciętość.
– Co się stało? – zapytał Harry.
– Percy pokłócił się z ojcem – odpowiedział Fred. –  Okropnie się pożarli, jeszcze nigdy nie widziałam ojca tak rozeźlonego. Zwykle to mama wrzeszczy.
– Tak, tak jest zazwyczaj – poparła go Mary.
– Wszystko zaczęło się w pierwszym tygodniu po zakończeniu roku szkolnego –  rzekł Ron. – Mieliśmy już wyjeżdżać tu, do Zakonu. Percy przyszedł i oznajmił, że dostał awans.
– Tak, to nie żart.
– Tak, byliśmy zaskoczeni – powiedział George – bo wpakował się w kłopoty przez tego Croucha, było dochodzenie i w ogóle. Powiedzieli, że Percy powinien zauważyć, że  zwariował i poinformować o tym przełożonych. Ale przecież znasz Percy’ego, zastępował Croucha i bardzo mu to odpowiadało...
– Więc w jaki sposób dostał awans?
– Wrócił do domu zadowolony z siebie jeszcze bardziej niż zwykle... jeśli w ogóle można to sobie wyobrazić... i oświadczył ojcu, że zaproponowano mu posadę w biurze samego Knota. I to bardzo dobrą posadę, jak na kogoś, kto dopiero przed rokiem ukończył Hogwart: stanowisko młodszego asystenta ministra. Chyba się spodziewał, że ojciec będzie z niego bardzo dumny.
– A wcale nie był.
– No... Knot lata po całym ministerstwie, pilnując, żeby nikt nie kontaktował się z Dumbledore’em.
– Bo wiecie, Dumbledore nie jest ostatnio dobrze notowany w ministerstwie  – dodał Fred. –  Wszyscy uważają, że okropnie miesza, twierdząc, że Sam-Wiesz-Kto powrócił.
–  Knot dał wszystkim jasno do zrozumienia, że każdy, kto popiera Dumbledore’a, może już opróżniać biurko - powiedział George.
– Kłopot w tym, że Knot podejrzewa ojca, bo wie, że od dawna przyjaźni się z Dumbledore’em. No i zawsze uważał go za dziwaka, bo jak wiesz, ojciec ma bzika na punkcie mugoli.
–  Ale co to ma wspólnego z Percym?
– No, przecież zaraz do niego dojdziemy – mruknęła Mary. – Kontynuuj braciszku,
– Według ojca Knot tylko dlatego wziął Percy’ego do swojego biura, żeby wyciągać z niego wiadomości o naszej rodzinie... i o Dumbledorze. Żeby nas szpiegował.
– Założę się, że Percy’emu bardzo to odpowiada.
Ron i Mary zaśmiali się sztucznie, razem, jak na bliźniaków przystało.
– Całkowicie mu odbiło. Powiedział... no, mówił okropne rzeczy. Powiedział, że od samego początku pracy w ministerstwie nic innego nie robi, tylko stara się naprawić reputację ojca, że tata nie ma ambicji i że właśnie dlatego my zawsze żyjemy w... no wiesz...
– Tak, poważnie – powiedziała Mary, widząc zdumione miny Giny i Harry'ego.
–  Ale to jeszcze nic. Powiedział, że ojciec chyba zwariował, trzymając z Dumbledore’em, że on będzie miał duże kłopoty i pociągnie ojca za sobą, i że on, Percy, wie, wobec kogo ma być lojalny. To znaczy wobec ministerstwa. I że jeśli mama i tata chcą być zdrajcami ministerstwa, to on oświadcza wszem i wobec, że nie jest już członkiem naszej rodziny. I tego samego wieczoru spakował się i wyjechał. Teraz mieszka tu, w Londynie.
– Mama jak zwykle... – dodał markotnie Ron – no wiesz... jęczy i szlocha... i w ogóle.
– Nawet pojechała do Londynu, żeby z nim porozmawiać, ale zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Nie wiem, co robi, jak spotyka tatę w pracy... Pewnie udaje, że go nie zna.
– Ale przecież Percy musiał wiedzieć o powrocie Voldemorta – powiedział powoli Harry. –  Nie jest głupi, musiał wiedzieć, że twoi starzy nie ryzykowaliby tyle, nie mając dowodów.
–  Tak, ale... no wiesz... w czasie tej kłótni padło i twoje nazwisko – rzekł Ron, rzucając na Harry’ego ukradkowe spojrzenie. – Percy powiedział, że jedynym dowodem na powrót Voldemorta jest twoje słowo i... no nie wiem... on chyba uważa, że to nie wystarczy.
– A to ja byłam ta zła, kiedy jako dziecko rzucałam w niego kamieniami – prychnęła Mary, starając się jakoś rozluźnić atmosferę, co nie wyszło tak jak chciała. Gina spojrzała na nią ukradkiem, ale nie powiedziała nic, czekała na dalszy ciąg opowieści o Percy'm.
– Wierzy we wszystko, co piszą w „Proroku Codziennym” – powiedziała zgryźliwie Hermiona, a inni pokiwali głowami.
– O czym wy mówicie? - zdziwił się Harry, patrząc po nich i widząc, że wyraźnie unikają jego spojrzenia.
– To co, ty nie... nie dostawałeś „Proroka”? - zapytała Gina.
–  Dostawałem, dostawałem!
– A czytałeś każdy numer... ee... dokładnie?
–  Nie od deski do deski – przyznał Harry. – Gdyby coś pisali o Voldemorcie, to by to dali na pierwszą stronę, no nie?
Wszyscy wymienili spojrzenia, wszyscy oprócz Harry'ego.
– To szkoda, że nie czytałeś go od deski do deski, bo... no... pisali o tobie parę razy na tydzień.
–  Nic nie zauważyłem...
– Jak oglądałeś tylko pierwszą stronę, to się nie dziwię – powiedziała Mary, kręcąc głową. –  Nie mówię o dużych artykułach. O takich drobnych wzmiankach, no wiesz, jakbyś był dowcipem tygodnia.
–  Co ty...
– To podłe, fakt - powiedziała Hermiona, siląc się, by jej głos brzmiał spokojnie. – Oni po prostu rozbudowują materiał Rity.
– Ale przecież ona już dla nich nie pisze, prawda?
– No tak, Rita dotrzymuje słowa... bo nie ma innego wyboru – dodała Hermiona z satysfakcją.
– Co nie zmienia faktu, że to ona wszystko zaczęła, a oni się tego uczepili.
– To znaczy czego? - zapytał niecierpliwie Harry.
– Wszystkiego! – krzyknęła Mary – Przecież pamiętasz jak pisała o tym,  jak mdlejesz i opowiadasz, że boli cię blizna i tak dalej?
– Pewnie, że pamiętam – odpowiedział Harry.
Dalej zaczęli opowiadać mu o tych wszystkich paskudztwach, jakie wypisywali o nim w Proroku Codziennym, ale Gina to wszystko wiedziała, bo w przeciwieństwie do niego, każdy numer czytała od deski do deski i dokładnie analizowała. Mieszkała u Tonksów, nie było tam zbyt wiele do roboty, więc musiała się czymś zająć, a to było jedyne co przychodziła jej do głowy.
Potem znowu powrócił temat przesłuchania w ministerstwie, ale Harry nie chciał już o tym myśleć. Zaczął się zastanawiać nad zmianą tematu, ale długo nie myślał, bo na schodach rozległy się czyjeś kroki.
- Ożeż...
Fred szarpnął mocno za Ucho Dalekiego Zasięgu, znowu coś strzeliło i obaj bliźniacy znikli. W chwilę później pojawiła się pani Weasley.
– Już po zebraniu, możecie zejść i zjeść z nami kolację. A kto porozrzucał te wszystkie łajnobomby pod drzwiami kuchni?
Ginny szybko i sprawnie wybrnęła z sytuacji, zrzucając całą winę na Krzywołapa, kota Hermiony, a potem opuściła pokój, upomniana przez panią Weasley, że ma umyć ręce, pozostawiając Harry’ego z Ronem, Mary, Giną i Hermioną.
Wszyscy czujnie obserwowali Potter uważnie, jakby się bali, że gdy tylko zostaną sami, to znowu zacznie na nich wrzeszczeć. Harry poczuł lekki wstyd.
– Posłuchajcie... - zaczął, ale Ron pokręcił głową, a Hermioną powiedziała cicho –  Wiedzieliśmy, że będziesz się wściekać, Harry, wcale nie mamy do ciebie żalu, tylko musisz zrozumieć, że próbowaliśmy przekonać Dumbledore’a...
– Tak, wiem – przerwał jej Harry.
– To może my was zostawimy, a wy sobie pogadajcie, w końcu nie widzieliście się prawie całe wakacje. – pociągnęła Ginę za rękę w stronę drzwi i obie wyszły z pokoju.
Członkowie Zakonu Feniksa udawali się do wyjścia, ale jeszcze kończyli prowadzi dyskusję. Mary przyłożyła palec do ust, żeby dać znać Ginie, żeby też była cicho.
– Może uda nam się jeszcze coś podsłuchać – wyszeptała cicho ruda i stanęła przy poręczy schodów, ale tak, żeby nie było jej widać. Lestrange poszła w jej ślady.
Chwilę potem dołączyła do nich pozostała trójka. Wymienili tylko spojrzenia, pozostając w ciszy i stanie skupienia.
Nagle cienki sznurek o cielistej barwie spłynął z góry. Fred i George stali na klatce schodowej piętro wyżej i ostrożnie opuszczali Ucho Dalekiego Zasięgu. Jednak wszyscy na dole zaczęli kierować się w stronę drzwi wejściowych i jeden po drugim opuszczali dom.
– Niech to szlag... – usłyszeli szept Freda, gdy wciągał z powrotem Ucho Dalekiego Zasięgu.
Drzwi na dole otworzyły się, a potem zamknęły. Ron zaczął szeptać coś go Harry'ego, ale jedyne co udało się Ginie zrozumieć to, to, że rozmawiają o Snapie.
– Pewnie mówi mu, że nigdy tu nie jada – mruknęła Mary, wzruszając ramionami.
Kiedy mijali rząd głów domowych skrzatów, przy drzwiach wejściowych zobaczyli Lupina, panią Weasley i Tonks, którzy zamykali je różdżkami na mnóstwo zamków, kłódek i czegoś czego Gina nie potrafiła nawet nazwać.
– Jemy tu na dole, w kuchni –  szepnęła pani Weasley, czekając na nich u stóp schodów. –  Harry, Gina, jak przejdziecie na palcach przez przedpokój, to kuchnia jest za tamtymi drzwiami...
ŁUBUDU.
–  Tonks! –  zawołała pani Weasley ze złością, odwracając głowę.
–  Przepraszam! –  jęknęła Tonks, rozciągnięta na podłodze. -- To przez ten kretyński stojak na parasole, potykam się o niego już drugi raz...
Reszta jej słów utonęła w straszliwym, rozdzierającym uszy, mrożącym krew w żyłach wrzasku, który było dane im już słyszeć tego dnia.
Pani Black darła się w niebo głosy, ale mimo licznych prób zasłonięcia zasłony, nie udało im się tego dokonać, dopiero gdy Syriusz do nich dołączył, ale kiedy matka tylko go dowidziała nie obeszło się bez wyzwisk.
Odgarnął z czoła długie czarne włosy, odwrócił się i spojrzał na nich.
– Witaj, Harry – powiedział ponuro.
* * *

Kolacja trwała w najlepsze. Tonks zabawiała jadzących zmieniając wygląd swojej twarzy. Było to normalnym repertuarem przy posiłku, więc Hermiona i Ginny od razu zaczęły prosić o swoje ulubione kształty.
Mary choć nie przepadała za szatynką musiała przyznać, że to co robiła Dora była bardzo zabawne.
– Ja chyba jednak nie polubię Hermiony. – powiedziała Gina, kiedy były już w pokoju. – Ty natomiast widzę, że już zaczęłaś się z nią dogadywać.
– Kiedy spędzasz z kimś połowę wakacji to trzeba się w końcu zacząć dogadywać, a przynajmniej sprawiać pozory, zwłaszcza przy mamie.

* * *

Ostrzegam, że rozdział jest nie poprawiony, ale chciałam, go wrzucić już dzisiaj. Zawiera on fragment, ze Zakonu Feniksa, ale to tylko na początku, żeby akacja się jakoś wyjaśniła. Miłego czytania!

Obserwatorzy

Mia land-of-grafic